z chiang mai do chiang rai

Dzień rozpoczynamy dosyć leniwie pobudką tuż przed 8. Pakowanie, śniadanie i songthaew’em czyli zbiorową taksówką ruszamy na odległy dworzec autobusowy. Choć autobusy do Chiang Rai są co 30-45minut nam udaje  się kupić bilety dopiero na 11:30. Mamy więc 2 godziny by w pobliskiej Black Coffee Smile przysiąść na kawę, skorzystać z internetu, zaplanować najbliższe dni.
Autobus całkiem przyzwoity, z klimatyzacją tradycyjnie ustawioną na 17C, wije się górską drogą zwaną tu szumnie autostradą. Droga biegnie na północ w kierunku granicy z Birmą, dnem doliny. Po lewej i prawej porośnięte bujną zielenią wzgórza, a w miejscach gdzie robi się trochę szerzej i bardziej płasko – od razu pojawiają się wioski i miasteczka z niewielkimi polami. Po drodze oczywiście krótki postój przy straganach z owocami. Hotelowe śniadanie choć na oko mogło wyglądać na liche dobrze trzyma,  dlatego na postoju kupujemy dwie tacki z owocami.
Do celu docieramy po 3,5 godzinach jazdy.  Teraz z 500m do hotelu pokonujemy pieszo. W oońcu trzeba się poruszać  i nie ma sensu brać tuk-tuk na ten kawałek drogi. Temperatura jest rewelacyjna-  ok23-25C w sam raz na zwiedzanie. Po zameldowaniu się w hotelu ruszamy do miasta.
Chiang Rai – co po tajsku znaczy odcisk słonia, to pierwsza stolica królestwa La Na (XIIw). Zaczynamy od kompleksu Wat Phra Keo.
Ponoć tutaj, w XIV wieku przechowywany był najważniejszy w Tajlandii posąg Szmaragdowego Buddy. Ostatecznie posąg ten trafił do Bangkoku, a tu w chedi znajduje się teraz tylko jego jadelitowa kopia. Po raz kolejny trafiamy na wieczorne modły. Jest okazja do pstryknięcia paru fotek. W końcu, bardziej z rozsądku i chęci poznania kolejnych nowych smaków,  niż z głodu kierujemy się w stronę marketu że straganami. Tam testujemy gotowaną rybę w curry oraz pierożki z mięsem. Jedzenie za grosze. Ruch się zrobił spory. W większości to tutejsze mieszkańcy, zapewne w drodze z pracy, wpadają tu po niemal gotowe posiłki. Kupują do woreczków foliowych zupy,  sałatki. Do plastikowych pojemników zabierają coś na ciepło czyli smażone ryby, szaszłyki, makaron. Do tego na koniec desery – ciasta, owoce, soki. Wszystko świeże – wprost ze straganu. Po około 45minutach natężenie ruchu spada, pozostają głównie turyści. W drodze powrotnej do hotelu musimy wymienić jeszcze tylko pieniądze. Przelicznik wszędzie na zbliżonym poziomie i stały. Nie ma sensu poszukiwać jakichś rewelacyjnych okazji – szkoda czasu. W hotelu jesteśmy wyjątkowo wcześnie bo 19:30. Jest więc okazja by na hotelowym tarasie rozłożyć się wygodnie z butelką zimnego piwa Chang. Musimy odpocząć i przygotować się do jutrzejszej wycieczki  (ok.120km na skuterze). Póki co pełen relaks. Wakacje na całego.

 

Leave a reply

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>