Od wczesnego rana upał. Nie ma sensu wybierać się na łodzie bo nas spali słońce. Wypożyczamy.skuter i ruszamy do odległego parku narodowego. Dystans ok. 50km w jedną stronę nie robi wrażenia. Gorsze jest to, że nie mamy map i poruszamy się raczej głównymi drogami, przez miasto.
Pierwsza część parku – żółwie i małpy – raczej kiepska. Żar leje się z nieba. Mimo wszystko zdecydowaliśmy się ruszyć dalej w głąb parku. Kolejne 7km. Na szczęście skuterem. Teraz droga bardzo miła i przyjemna widokowo. Dojście do jaskini ( tradycyjnie w samo południe) wycisnęło z nas ostatnie poty. Droga powrotna jeszcze bardziej skomplikowała się nawigacyjnie. Błądziliśmy, a tubylcy podawali nam niezbyt wiarygodne wskazówki. Po drodze tradycyjna przerwa na lunch i dalej w drogę.
Na koniec dnia postanowiliśmy wspiąć się na punkt widokowy by podziwiać zachód słońca. Mimo popołudniowej pory wejście na górkę po kilkuset stopniach znów wycisnęło z nas ostatnie poty. Widoki całkiem ładne, a do tego przyjemny schładzający wiaterek. Po zachodzie słońca droga w dół na parking. Znów jesteśmy zlani potem. Taka to już kolej rzeczy w tym klimacie. Najmniejszy ruch i …
W ciemnościach ruszamy do hotelu, po drodze wstępując na małe piwo, by uzupełnić wypocone płyny. Wieczorem w hotelu pyszna kolacja, szybka regeneracja sił, bo jutro rano wczesna pobudka.
Leave a reply