Przedpołudnie spędziliśmy na ostatnich (ale konkretnych) zakupach w sajgonie. Tradycyjnie były przerwy na aromatyczną kawę „na krawężniku”. Wzbudzamy spore zainteresowanie i zaskoczenie wybierając małe i plastikowe krzesełka w prywatnych barach zamiast korzystać z zachodnich sieciówek, z wygodnymi fotelami i klimatyzacją. Kawa „z krawężnika” ma nieporównywalny smak i aromat. Po południu taksówka na lotnisku i … długie oczekiwanie na check in. Niestety pełny bałagan, kolejki bez zasad. Tak jak z organizacją ruchu drogowego radzą sobie wyśmienicie (mimo ogromnego ruchu brak korków, wszyscy jadą ), to uporządkowanie kolejki do okienka przerasta ich możliwości organizacyjne. Przelot tanimi liniami z 45min opóźnieniem, za to z bardzo smacznym posiłkiem. Co ciekawe, stewardesy. …w krótkich spodenkach. Hoi An powitało nas deszczem, ciszą i spokojem. Zupełnie odmienna atmosfera w stosunku do tego co mieliśmy w Sajgonie. Teraz przyszedł czas na relaks, a pogoda za dzień dwa powinna się poprawić.
Leave a reply