Bohol – Panglao

Dzień zaczynwmy wcześnie. Pobudka o 4:30, poźniej zamówionymi skuterami na przystań przy Alona Beach. Ze znalezieniem łodzi na dzisiejszy rejs po okoliczmych wysepkach nie ma kłopotu. Ruszamy jako jedni z pierwszych by uniknąć spodziewanego później tłumu. Na początek przez miejsce gdzie zwykle można spotkać delfiny. Jest tego trochę, nawet sporo – ale jakoś mało skoczne. Później przypływają kolejne łodzie, i kolejne. Zaczyna to wyglądać mało ciekawie – jakby pogoń za delfinami w poszukiwaniu najlepszego ujęcia. Zniesmaczeni ruszamy dalej na małą wysepkę z rafą, rybkami i żółwiami. Znów jesteśmy jednymi z pierwszych. Początkowo jest w miarę spokojnie – ładna rafa, ryby i żółwie.
W miarę gdy przypływają kolejne łodzie z turystami (głównie lokalni, chińczycy i koreańczycy) w wodzie robi się tłoczno. To znak że czas opuścic to miejsce i zamówić na plaży nieco spóźnione śniadanie. Oczywiście w tak sielskiej atmosferze musiał znaleźć się czas na latanie dronami. Ruszamy naszą łodzią dalej. Tym razem na Virgin Island. Niestety tu już od początku tłoczno. Miejsce może ciekawe, ale nie z taką ilością ludzi i łodzi. Dla formalności dokumentujemy to miejsce z powietrza.
Wczesnym popołudniem wracamy na Alona Beach, skąd ruszaliśmy o wschodzie słońca. Teraz jest tu gorąco i o dziwo niezbyt tłocznie. Znajdujemy sobie zacieniony skrawek plaży na chwilę poleniuchowania. W końcu pora na obiad i deser. Plaża się zapełnia. Wszyscy przychodzą podziwiać zachód słońca. Tradycyjnie na tej szerokości geograficznej parę minut po zachodzie słońca robi się zupełnie ciemno. Na szczęscie szybko i tanio docieramy złapanym vanem do hotelu. Kierowcę wynajmujemy też na jutrzejszy dzień. Po długim dniu szybka kąpiel i zasłużony odpoczynek.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *