Manila – dzień rozruchowy
Po blisko dziewięciu godzinach snu niespiesznie meldujemy się na śniadaniu, później przepakowanie bagaźy – tak by zostawić chwilowo niepotrzebne rzeczy w hotelowej przechowalni i o 10:30 ruszamy do miasta. Temperatura nie jest tragiczna – około 30C, jednak smog i ogólny brud są uciążliwe i męczące. Po blisko 30 minutowej jeździe jeepneyem docieramy do Rizal Parku. Niestety tu nadal głośno i brudno. Spośród wszystkich azjatyckich metropolii Manila prezentuje się najgorzej. Na każdym kroku widać brud, sterty śmieci i … nikt z tym nic nie robi. Przecież Sajgon czy Bangkok teź mają brud, spaliny i biedotę – ale tam to jakoś jest poukładane. W Manilii nikt o nic nie dba, totalny nieład nikomu nie przeszkadza. Sumutne i odrażające. Z zaniedbanego i głośnego parku uciekamy do Intramuros – starego centrum otoczonego murami. Wrażenia niestety nie są dużo lepsze. Dopiero na dziedzińcach Casa Manila łapiemy trochę oddechu na imprezie promującej kulturę i sztukę Manilii. Pod wieczór przenosimy się do Fort Santiago. Dopiero tutaj trochę spokojniej, ciszej i … ładniej!
Tuż po zachodzie słońca szykujemy się do wyprawy do Quezon City – na dworzec autobusowy. Wyprawa na peryferie Manilii w godzinach szczytu może zabrać ok.2godzin – dlatego decydujemy się na metro. Najpierw 10 minutowa jazda tricyklem po zatłoczonych ulicach Manilii, z nosem na wysokości rur wydechowych na najbliższą stację metra. Później brudne i zatłoczone metro, a na koniec 800 metrowy „spacer” do dworca autobusowego. Tam również brud i nieład. Na szczęście autobus, w którym mamy spędzić 12 godzinną nocną podróż jest czysty i przestronny. Instalujemy się na swoich miejscach licząc, że jutro rano zobaczymy zupełnie inne krajobrazy, zupełnie inne Filipiny.
Dajcie trochę fotek … w końcu to FOTEK.eu 🙂
Jesteśmy w górach, internet chodzi bardzo wolno. Gdy będzie śmigać nadrobimy zaległości i dorzucimy fotki do starszych wpisów.