Sagada – na szlaku

Wreszcie mogliśmy się wyspać. Śniadanie o 9. Przed 10 tuż przed naszym hotelem przemarsz zespołów folklorystycznych z okazji odbywającego się tu festiwalu. Zespoły jak i cała otoczka tego wydarzenia nie prezentują się raczej okazale. Totalna amatorszczyzna – jakby wczoraj dowiedzieli s?ę o tej imprezie. W końcu o 10:30 po odnalezieniu naszego wczorajszego przewodnika Leonarda ruszamy na szlak. Pogoda od rana dopisuje. Nastroje też. Początkoeo pniemy się drogą jezdną w górę do punktu widokowego. Tu mała przerwa i dalej – tym razem wąską, mało uczęszczaną ścieżką wśrod gęsto zarastających traw, bambusów i drzew. Ścieżka początkowo sucha, w miarę osiągania wysokości staje się bardziej błotnista i śliska. Tempo marszu spada. Koncentrujemy się na utrzymaniu równowagi. Ubłoceni do pół łydki wychodzimy wreszcie na trawiastą polanę. Tu krótka przerwa na podziwianie widoków. Jest też w końcu okazja by uruchomić wniesione tu w mozole drony. Po kilku lotach próbnych ruszamy dalej w trasę. Tym razem już sucho, bez błota – za to gorąco bo słońce zaczyna przypiekać, a wniesione przez nas zapasy wody się skończyły. W końcu docieramy do pierwszych zabudowań i w najbliższym sklepie kupujemy piwo. Niestety piwo ma 6,5% zawartości alkoholu i już po małym piwie nogi jakoś nie chcą nieść. Wkrótce robimy kolejną przerwę – tym razem na lunch. Oprócz ciężkiej głowy mamy ciężkie brzuchy – a do hotelu ciągle pod górę. Po 15 jesteśmy w hotelu szybka kąpiel i doprowadzenie do porządku zabłoconych rzeczy. Dopiero o 18 ruszamy na wieczorny spacer zakończony w lokalnym pubie. Wyjątkowo wcześnie, bo przed 21 jesteśmy już ponownie w hotelu. Szybkie pakowamie, bo jutro wcześnie rano zmieniamy miejsce naszej bazy wypadowej na kolejne 2-3 dni.


Możesz również polubić…

1 Odpowiedź

  1. ka.er pisze:

    Super.
    Ale tego tempa bym nie wytrzymał. ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *