Wstajemy wyjątkowo wcześnie bo o 7, by spokojnie zjeść śniadanie na tarasie naszego hotelu. 0 ósmej meldujemy się z bagażami na pobliskim przystanku autobusowym. Tu ciekawostka – przed pobliskim niewielkim postetunkirm policji apel policjantów (6osób), z wyciągnięcie flagi na maszt i odegraniem hymnu. Oczywiście ruch w mieście zamiera, zatrzymują się samochody, motoryzacja, ludzie stają w skupieniu. Po minucie powraca poranny ruch i jazgot. Nasz autobus rusza punktualnie o 8:15. Jesteśmy jedynymi pasażerami. Dopiero we właśc8wym Sukhothai dosiadają się pozostali pasażerowie. Oprócz nas jest jeszcze jeden turysta – reszta to Tajowie.
Podczas podróży kilka krótkich przerw. Fotele w autobusie rozkładają się niemal do poziomu, można więc nieco pospać podczas blisko siedmio godzinej podróży. Do celu docieramy o 15. Przystanek w Ayutthaya jest poza centrum. Musimy teraz złapać tuk-tuka by dostać się do hotelu. O 15:45 jesteśmy gotowi na zwiedzanie dawnego miasta królewskiego. O tej porze jedyną rozsądną propozycją jest rejs łodzią po kanałach wokół murów starego miasta.
Cała trasa – pętla liczy ok.14km, z trzema przystankami na odwiedzenie kilku świątyń. Po drodze oczywiście możliwość zobaczenia domów na palach, życia na barkach, oraz ogólnie – podziwianie panoramy miasta. Każda z odwiedzanych świątyń ma innych charakter. Na początemk Wat Phanan Choeng z wielkim posągiem siedzącego Buddy. Trafiliśmy akurat na moment gdy na ramiona tego ogromnego posągu zarzucane były szafranowe szarfy sponsorowane przez wiernych by w ten sposób zgromadzić zasługi i pozyskać łaski u Buddy. Widowisko bardzo ciekawe.
Podczas kolejnego przystanku odwiedzamy Wat Phuttaiswan z przykuwającym uwagę ogromnym białym prangiem. Po drodze do najciekawszego kompleksu – Wat Chai Watthanaram mijamy katedrę św. Józefa. Niewielka w porównaniu z odwiedzanym świątyniami buddyjskimi. Tuż obok meczet – również skromny, niewielki. Wreszcie okazały kompleks Wat Chai Watthanaram – będący jedną z perełek Ayutthaya. Najciekawszy jest główny prang. Widać tu wyraźne wpływy khmerskie. Ciekawie prezentują się też cztery chedi z kastetonowymi, drewnianymi sufitami – niemal identyczne jak te w Angkor Wat. Całość nawet nieźle komponuje się na tle zachodzącego słońca.
Dalsza część rejsu, już o zmroku, przebiega wąskimi kanałami. Po zakończonym rejsie udajemy się na nocny targ – na zasłużoną kolację – pierwszy podczas tego pobytu pad thai, a w drodze powrotnej do hotelu- na wieczorną kawę.
Leave a reply