wujaszek ho czuwa czyli weekend w sajgonie
Dzień zaczął się spokojnie. Po obfitym śniadaniu wynajęliśmy kierowców, by motorkami dotrzeć do odległej Jade Emperior Pagody. Ze względu na sobotnie przedpołudnie ruch nie był zbyt duży – jazda nie była już tak emocjonująca jak dnia poprzedniego. Pagoda jakby nieco podupadła od czasu naszej poprzedniej wizyty (2011), a może to tylko takie wrażenie. Zasiedzieliśmy się tam nieco, że aż nasi kierowcy przyszli nas szukać, by wrócić z nami do centrum – pod katedrę Notre Dame. Po krótkiej wizycie w katedrze uciekliśmy do klimatyzowanej sieciówki z kawą. Ceny jak na Batorym, a kawa daleka od wietnamskich klimatów. No ale musieliśmy gdzieś odpocząć i przeczekać południowy skwar (38C) . Po zaliczeniu kilku następnych atrakcji w centrum miasta – kolejna przerwa na kawę – tym razem prawdziwą, na plastikowych stołeczkach. Około 17 w ramach obiadu, specjały kuchni wietnamskiej, prysznic w hotelu i wieczorne wyjście na saigon by night. Widać, że jest weekend. W parkach się gimnastykują, biesiadują i tańczą. Starzy i młodzi. Są koncerty, pieśni i występy. A nad wszystkim czuwa duch wszechobecnego wujaszka Ho. Ale sajgon …