Zmęczeni trudami podróży pozwoliliśmy sobie na chwilę luksusu. Śniadanie dopiero po dziewiątej. Później metrem w okolice Red Fort. Na szczęscie metrem jedziemy poza godzinami szczytu. Aż strach pomyśleć jak to wtedy wygląda. Bilety kupuje się w kasach stojąc w dość sporych kolejkach – nie wszystkie stacje mają automaty biletowe. Dodatkowo przy wejściu do każdej stacji kontrola i przejście przez bramki. To wszystko spowalnia ruch. W metrze osobna strefa (wagon) tylko dla kobiet. Do fortu docieramy około 11. Jest tłoczno, sporo wycieczek szkolnych. Atrakcji niewiele – zwłaszcza po tym, co widzieliśmy wcześniej. Dodatkowo sporo obiektów jest w trakcie renowacji, stoją rusztowania. Nie wygląda to ciekawie i zachęcająco. Uciekamy stąd do kolejnej atrakcji meczetu Jama Masjid. Tu mniej tłoczno, ale …. też nie powala na kolana. Zbyt dużo ładnych i ciekawych rzeczy widzieliśmy podczas tego wyjazdu i teraz jesteśmy nieco wybredni i zdegustowani. Na pozostalą część dnia uciekamy w gąszcz uliczek starego Delhi. Tu już znacznie milsza atmosfera. Labirynt małych wąskich i krętych uliczek z kolorowymi sklepami, warsztatami, knajpkami ma swój urok. Jest tłoczno ale jak na indyjskie standardy …. czysto. Nie ma błąkających się krów i stert nieczystości. Pod koniec dnia metrem wracamy do naszego hotelu znajdującego sie w dzielnicy backpackerskiej. Tu więcej turystów, kafejek no i oczywiście sklepików z pamiątkami. W hotelu czeka nas ostatnie przepakowanie się przed powrotem do Polski. Spakowane bagaże zostawimy w hotelu, a my na cały dzień zaszyjemy się gdzieś w Delhi….
Leave a reply