slow motion czyli varanasi

Wreszcie trochę spokoju. Nie musimy się nigdzie spieszyć. Co prawda o 5 rano przebudziły nas poranne dzwonki na puje, ale to takie miłe i subtelne przypomnienie gdzie jesteśmy. Wstaliśmy wyjątkowo późno – tuź przed 9. Śniadani e i poranny spacer – sesja fotograficzna wzdłuż Gangesu. Mijamy kolejne gaty. Przy jednych trwa jeszcze poranna kąpiel przy innych pranie, dalej cumują łodzie zabierające turystów i pielgrzymów na rejs po Gangesie, przy następnych gatach trwa palenie zwłok. Jest kolorowo, klimatycznie i gorąco. Sporo naganiaczy. Są dosyć natrętni, ale dzięki kilku słowom w hindi dajemy sobie skutecznie radę. W południe robi się gorąco. Gaty pustoszeją. Znikają wszelcy handlarze, świeci sadhu, żebracy. Zostaje jedynie niewielka garstka turystów, chcąca nawet w mało sprzyjających warunkach pobyć w centrum magicznego Varanasi. My w poszukiwaniu cienia i chłodu przenosimy się wyżej – do wąskich zacienionych uliczek. Są kolorowe pełne sklepików i knajpek. Tu musimy przetrwać południowy upał. Nie możemy się oprzeć pokusie kolejnych zakupów, przysiadamy na obiad do małej knajpki. Tu na prawdę czas płynie całkiem inaczej. Nie zauważamy jak szybko minęły godziny. Zbieramy się w stronę hotelu. Ponownie chcemy zobaczyć puję przy naszej gacie. Niesamowity spektakl. Niesamowity klimat tego miejsca. Na zachód słońca docieramy do nszego hotelu. Tradycyjnie już wdrapujemy się do restsuracji usytuowanej na dachu hotelu. Podobnie jak dzień wcześniej – dobre (choć nie rewelacyjne) jedzenie i widok.
1416408505218414164082968581
1416408266129014164083479162
1416408845314714164088954618
1416408650272514164093181700

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *