Ponieważ zaplanowane na dzień dzisiejszy punkty naszego programu zrobiliśmy wczoraj jadąc wynajętym samochodem z kierowcą – zamiast rejsowym autobusem – dziś mamy więcej luzu. A to akurat dobrze się składa, bo znaleźliśmy bardzo sympatyczny hotel prowadzony przez Hindusa. Od razu widać inny standard serwisu! No i wreszcie inne śniadanie! Są warzywa, owoce! Delekujemy się więc śniadaniem w hotelowym ogródku. Bez pośpiechu wybieramy się na krótki spacer wąskimi uliczkami starego miasta. Koło południa przysiadamy na odpoczynek w knajpce. Rozkładany się na podestach wyściełanych dywanami. Wreszcie największy upał możemy przeczekać w ciszy i spokoju. Jest też czas na wypisanie kartek pocztowych i przygotowanie planu na ostatnie dni. Popołudnie również na ludzie. Spacer ulicami miasta łączymy z wizyty na treningu zoorkhaneh. To swoisty zestaw ćwiczeń gimnastcznych w rytm uderzeń bębna, uprawianych nieprzerwanie od setek later – i z tego powodu wpisany na listę UNESCO. To irańskie wydanie męskiego aerobiku. Wracając do hotelu kupujemy bilety na jutrzejszy autobus do Shiraz, a na konie wstępujemy do restauracji usytuowane jest bardzo dachu hotelu Orient na kolację. Oczywiście zamawiamy specjały kuchni irańskiej. Szczerze mówiąc po Yazdzie spodziewaliśmy się czegoś więcej. Owszem było ładnie i ciekawie. Bardzo sympatyczny hotel i wreszcie inny „zestaw śniadaniowy „, ale ……
Jutro ruszamy do Shiraz – ostatniego miejsca do wypadów i odwiedzania ostatnich z zaplanowanych atrakcji.
Leave a reply