Dzień, po nocy spędzonej w bungalowie nad strumykiem, zaczynamy o 8 :30 śniadaniem w wioskowej knajpce. Nic specjalnego, ale pożywne. Objeżdżamy naszą wioskę Klang Luang w poszukiwaniu starych gospodarstw, ludzi ubranych w tradycyjne stroje. Efekt mizerny. Dajemy za wygraną, musimy się pogodzić z tym, że nie znajdziemy już tu autentycznych, tradycyjnych wiosek. Przysiadamy na poranną kawę w kafejece z widokiem na góry i pola. Przy kawie decydujemy się wrócić główną drogą w kierunku szczytu, by podjąć próbę odwiedzenia wodospadu Mae Pan. W dniu wczorajszym byliśmy zbyt późno by tam dotrzeć. Teraz ponownie pniewy się naszą Hondą serpentynami. Dopiero po zjeździe z głównej drogi parku, zaraz za punktem kontrolnym, droga jest bardziej ciekawa. Węższa i jeszcze bardziej krętą. Po ok.8km kolejny zjazd w boczną odnogę. Teraz droga jest na szerokość jednego samochodu. Jedzie się bardzo przyjemnie zacienioną dróżką, aż do niewielkiego parkingu. Tam jeden skuter – tłumów nie ma! Stamtąd ok. 500m wąziutką ścieżką przez las do wodospadów. Wreszcie jest ciekawie! I wąska, kręta droga i ścieżka przez las, cisza i spokój, ładny wodospad. Oczywiście na miejscu krótka sesja fotograficzna. Na parkingu okazuje się, że ów drugi skuter należał do … rodaków. Ucinamy sobie z nimi krótką pogawędkę i dalej w drogę. Tym razem już powrót do Chiang Mai. Dziś po raz pierwszy odczuwamy przypiekające słońce – choć temperatury tu raczej stabilne – minimalnie ponad 30C. Na koniec wycieczki, już na przedmieściach Chiang Mai odwiedzamy świątynię Wat Prah That Doi Suthep. Kompleks bardzo ładny i ciekawy. Niestety jesteśmy tu trochę za późno i słońce nie w pełni rozświetla złotą chedi. Być może przyjedziemy tu jutro jeszcze raz – teraz wracamy do hotelu przedzierając się przez centrum miasta w godzinach szczytu. Spore wyzwanie! W hotelu jesteśmy o 19, szybka kąpiel i wypad do pobliskich paszarni na kolację. Już w hotelu, przy butelce whisky regenerujemy siły przed kolejnym dniem.
Leave a reply