Tym razem pobudka na prawdę wcześnie. Zrywamy się o 5:40 i … nie moźemy opuścić hotelu, bo wszystko jest pozamykane. Podobno ta dzielnia nie jest najbezpieczniejsza, stąd pewnie te kłódki i sztaby. Wokół jeszcze czarna noc. Na chwilę choć w „pełnym umundurowaniu” wskakujemy do łóźek. Dosłownie po 20min jest juź jasno i gwarno. Ruszamy do kasy. Kolejka raptem na 2 osoby!! Znacznie dłuźsza jest do kontroli biletów i kontroli wnoszonych toreb i plecaków. Ale i tak nie jest źle – po 10 minutach jesteśmy juź na terenie kompleksu Taj Mahal. Ludzi jak na razie niewiele – choć wszyscy stłoczeni tuż za bramą południową, by zrobić charakterystyczną fotografię. Później tłumy się rozchodzą i nie jest źle. Budowle wykonane z białego marmuru, precyzyjnie zdobione szlifowanymi kamieniami z całego świata – robią wrażenie. Ludzi przybywa, choć nie jest tragicznie. Choć architektonicznie jest to niewątpliwie jeden z cudów tego świata – to nie poczuliśmy tu magii tego miejsca. Zabrakło tu tego dreszczyka, który towarzyszył nam w innych miejscach w Birmie czy Nepalu.
Dopiero o 10:30 fundujemy sobie śniadanie. Zupełnie niespiesznie. Niemal w południe tuk-tukiem ruszamy do kolejnej atrakcji Agry – do czerwonego fortu. Ludzi też jest trochę – a, źe obszar jest spory – to można znaleźć dla siebie miejsca bardziej spokojne. Włóczymy się po pomieszczeniach i ogrodach pałacowych. Za zewnątrz w pełnym słońcu jest jednak gorąco. Na pewno ponad 30C.
Poniewaź do zachodu słońca i wieczornego pociągu do Varanasi mamy sporo czasu, postanawiamy zaliczyć kolejną atrakcję – pobliski market. Już kilkaset metrów przed targiem, musimy opuścić naszego tuk-tuka. Wszystko stoi w gigantycznym korku. Dalej musimy iść pieszo przeciskając się przez gąszcz motoriksz, motorów, rowerów i ludzi. Tłok jest niemiłosierny. Z każdym krokiem mniej pojazdów a więcej ludzi. Z każdym krokiem coraz ciaśniej i ciaśniej. O jakichkolwiek zakupach nie może być mowy. Tu jest walka o przeżycie 🙂 Jesteśmy tu jedynymi turystami. Tak jak lubimy azjatyckie gwarne i kolorowe targi i markety, tak ten okazał się zbyt hardcorowy. Towary mało ciekawe, marnej jakości i dotego niesamowity tłum i hałas. Po ponad godzinie mozolnego przeciskania się udaje nam się puścić teren marketu. Ciekawe doświadczenie. Po tych przeżyciach pozwalamy sobie na odrobinę luksusu. Jedziemy do kawiarni CoffeeDay – jedynej chyba sieciówki zrobionej na wzór zachodnich – serwującej świeżo parzoną kawę i ciastka. Po 10 dniach picia masala tea, trzeba sobie przypomnieć jak smakuje klsyczne espresso. Jest wyjątkowo dobre.
Na zachód słońca docieramy do nszego hotelu. Tradycyjnie już wdrapujemy się do restsuracji usytuowanej na dachu hotelu. Podobnie jak dzień wcześniej – dobre (choć nie rewelacyjne) jedzenie i widok.
Na stację kolejową docieramy o 19:30 – godzinę przed pociągu. Kolejne niesamowite wrażenie. Tłumy ludzi, całe rodziny z małymi dziećmi koczujące w oczekiwaniu na pociąg – wszędzie. Przed dworcem, na dworcu, na peronach. Niestety odjazd naszego pociągu opóźnia się. Początkowo o 37minut, później o godzinę, dwie – a kończy się na niemal trzech. W końcu ładujemy się do pociągu. Nie jest źle. Zmęczeni trudami długiego dnia szybko zasypiamy.
Leave a reply