nie jest źle czyli ciąg dalszy walki z żywiołem
Przez całą noc do godziny 8:15 padało z różnym natężeniem. Podczas śniadania, nie mogąc w to uwierzyć stwierdziliśmy, że nie pada. Oczywiście były chmury i mgły, ale w końcu nie padało.w ciągle wilgotnych ciuchach i butach ruszyliśmy na parking autobusowy przechodząc przez malownicze pola i wioski. Nasz spacer z przepisowych 45minut urósł do 90minut. Nic dziwnego. Wreszcie, pomimo stale panoszących się mgieł i wiszącej w powietrzu wilgoci można było popstrykać trochę zdjęć. Choćby tyle – na otarcie łez. Nie zmoczeni przez deszcz dotarliśmy do minibusów.Teraz równie urocza, blisko godzinna przejażdżka wąską, górską drogą do Heping. Tu podczas krótkiego postoju odebraliśmy pozostawiony trzy dni temu plecak i tym samym minibusikiem kontynuowaliśmy podróż do Longsheng. O 13 byliśmy u celu. Tu czekała nas przesiadka na inny minibusik jadący do Sanjiang. O dziwo ze znalezieniem właściwego busa nie było kłopotu. Do celu dojeżdżaliśmy już w pierwszym dzisiaj deszczu. To i tak niezłe osiągnięcie. Wczorajsze prognozy były wręcz tragiczne, ale na całe szczęście się nie sprawdziły. By dotrzeć do na prędce wybranego hotelu wzięliśmy taksówkę za śmieszne grosze. Przed wyjściem do miasta na obiad i zakupy urządziliśmy szybkie pranie i podsuszanie naszych rzeczy ( w hotelu jest bezpłatna samoobsługowa pralnia, suszarnia i prasowalnia). Wieczorne wyjście do miasta wymagało sporo samozaparcia, bo za oknem padało. Po obiedzie i drobnych zakupach wróciliśmy do hotelu na chińską wersję rogali świętomarcińskich, wszak dziś 11.11. Trzeba jeszcze ustalić plany na dzień jutrzejszy i to najlepiej w dwóch wersjach – gdy sprawdzą się prognozy i będzie lało i w drugiej wersji, gdy prognozy się nie sprawdzą i będzie można coś pozwiedzać. O tym, że zobaczymy tu choćby kawałek słońca nawet nie marzymy.