Znów wczesna pobudka i taksówka na dworzec autobusowy. O 8:30 przebijamy się autobusem przez zatłoczone ulice Chengdu. Jedziemy do Pingl? – małego miasta oddalonego o 2 godziny. Za oknami szaro, ale nie pada. Stare miasteczko wita nas senną atmosferą. Pomimo, że jest już blisko 11 nie widać tu ruchu ani życia. Widać, że sezon tu się już chyba skończył i nikt nie liczy na turystów. Zwłaszcza w taką pogodę. Większość słynnych (bo urokliwych przy ładnej pogodzie i sezonie) herbaciarni jest pozamykana. Stoliki i fotele pskładane i przykryte foliami. Nie dodaje to kolorytu nieco zaniedbanemu miastu, zwłaszcza przy takiej pogodzie. Snujemy się starymi uliczkami, zaglądając do powolnie otwierających się sklepików i barów. W jednej z niewielu czynnych herbaciarni przysiadamy na dłuższą chilę. Delektujemy się okolicznym specjałem – herbatą z liści bambusa. Ruch na uliczkach nieznacznie się powiększa, coraz więcej sklepów i straganów jest otwartych – choć nadal widać i czuć senną atmosferę Pingl?. W podobnych nastrojach, z nogi na nogę, wracamy w stronę dworca autobusowego – od czasu do czasu zaglądając do sklepików czy zajadając się pierożkami na parze. O 15:10 jesteśmy już w autobusie, w drodze do Chengdu. Tuż przed metą trafiamy na ogromne korki. Opuszczamy wcześniej autobus i postanawiamy wrócić metrem. Tuż przy stacji metra odwiedzamy ogromne sklep z elektroniką i centrum handlowe. Robią wrażenie. W metrze też tłoczno, ale dajemy radę. Po drodze ze stacji metra do hotelu wstępujemy do wczorajszej restauracji. Tym razem zamawialiśmy rozsądniej. Strzał w dziesiątkę – pycha. Tuż przed hotelem zbaczamy na ładnie zapowiadającą się uliczkę. Spędzamy tam …. 90minut. Bardzo miłe miejsce. Nieco zmęczeni do hotelu docieramy po 22. Jutro dzień lenia. Budziki nastawiamy na 8:00.
Leave a reply